Termin: wrzesień 1998r.
To, czy pojedziemy do Chorwacji było do samego końca sprawą niepewną. Nie
mogliśmy się zdecydować czy chcemy Chorwację czy Włochy. Obydwa warianty były
gotowe i dzień przed wyjazdem zostało nam już tylko wymienić gotówkę. Pozostał
dylemat - na jaką. W podjęciu decyzji zdaliśmy się na ślepy los i rzuciliśmy
monetą. I tak oto w tym roku zwyciężyła Chowacja, czego absolutnie nie
żałowaliśmy. Wyjazd nie był może specjalnie długi, ale za to niezapomniany. A
oto trasa, jaką przebyliśmy:
Dzień 1.
Cały spędzony w drodze. Przez Budapeszt jedynie przejechaliśmy, obiecując sobie
zwiedzić to miasto innym razem. Późnym wieczorem znaleźliśmy się na chorwackiej
granicy.
Dzień 2.
Poranek w Zagrzebiu powitał nas ulewnym deszczem. Do dziś nie wiem dlaczego, ale
to miasto nas nie polubiło. Nie dało się zwiedzić. Uciekając przed deszczem
pojechaliśmy w kierunku wybrzeża. I w ten sposób wieczorem znaleźlismy się pod
Rijeką.
Dzień 3.
Prawie cały dzień w Rijece. Spacer po mieście, porcie, zajrzeliśmy na targ rybny
i do klasztoru Franciszkanów oraz do zamku Trsat, wznoszącego się nad
zatoką.
Wieczór spędzilismy w kolejnej, dużo mniejszej miejscowości nadmorskiej -
Opatii.
Dzień 4.
Pulę zaczęliśmy zwiedzać od wspaniałego amfiteatru, pozostawionego tu przez
Rzymian. Dość dobrze zachowane mury do dziś dnia goszczą tłumy widzów podczas
letnich spektakli. Uzupełnieniem amfiteatru między innymi było muzeum
archeologiczne, łuk tryumfalny Sergiusza, świątynia Oktawiana Augusta oraz
pochodząca już z nieco innych czasów cytadela wenecka. Nie dało się też ominąć
portu, pełnego jachtów i mew.
Dzień 5.
W Fazane nie spędziliśmy zbyt wiele czasu - ot tyle tylko, żeby wsiąść na pokład
statku i popłynąć na pobliską Brijuni. Zwiedzanie niestety z przewodnikiem -
czyli tempo ekspresowe i tylko tam, dokąd prowadzi ustalona trasa. A prowadziła
między innymi do muzeum, do ruin rzymskiej willi. Dawną siedzibę Tito można było
zobaczyć jedynie z dala i to tylko te fragmenty, które wystawały ponad koronami
drzew. Przez wyspę przejechaliśmy specjalną kolejką i z dala obserwowaliśmy
atrakcje przewidziane jedynie dla turystów nocujących w ekskluzywmym hotelu na
wyspie.
Po powrocie na tzw. stały ląd pojechaliśmy do Rovinij, gdzie błąkając się po
wąskich uliczkach miasta spędziliśmy resztę dnia.
Dzień 6.
Jeszcze poprzedniego dnia wieczorem stwierdziliśmy, że jesteśmy wystarczająco
blisko Włoch, by je odwiedzić. Z tego też powodu ranek przywitał nas w Trieście.
Już przez kilka dni zdążyliśmy się przyzwyczaić do małych miejscowości i choć
pełnych turystów, to jednak spokojnych. Tu to olbrzymie miasto przyprawiło nas o
ból głowy. Odetchnęliśmy dopiero poza centrum - w murach i ogrodach zamku
Miramare.
Nie ominęliśmy też w Trieście wzgórza San Giusto z ruinami rzymskiego forum, czy
amfiteatru - w porównaniu z tym w Puli dość marnego.
Dzień 7.
W drodze powrotnej do Chorwacji ścięliśmy półwysep Istria i pojechaliśmy
najkrótszą drogą na wyspę Krk. Na wyspie za cel swego pobytu wybraliśmy
miejscowość Baska. Chociaż słońce świeciło, to wiał silny i nie najcieplejszy
wiatr. Plażowanie więc odpadało. Wybraliśmy się na spacer w górki okalające
miasteczko i zatokę. I tak nam zszedł dzień.
Dzień 8.
Drugi dzień naszego pobytu w Basce to już pełnia słońca, plaża, kąpiele w morzu.
Dzień 9.
Dzień spędziliśmy w drodze zatrzymując się co jakiś czas, a to nad morzem,a to w
jakiejś miejscowości. Między innymi odbyliśmy spacer po Sybeniku, w którym
zakończyliśmy dzień.
Dzień 10.
Samochód stanął na parkingu jeszcze przed otwarciem kas przy Parku Narodowym
Krka. Ten dzień prawie cały spędziliśmy wędrując wzdłuż rzeki Krka i podziwiając
wpsaniałe kaskady wody spływającej kolejnymi progami.
Popołudniu znów znaleźliśmy się w objęciach cywilizacji, tyle tylko, że
średniowiecznej (no, prawie) - to Trogir.
Dzień 11.
Rankiem Z Drvenika popłynęliśmy promem na wyspę Hvar i pojechaliśmy do
miasteczka Hvar. Od razu skorzystaliśmy z pogody i większość dnia spędziliśmy
na plażowaniu.
Dzień 12.
Trochę się poplątaliśmy po mieście, zajrzeliśmy do starego (podobno najstarszego
w Europie) Teatru Miejskiego. Byliśmy w klasztorze Dominikanów i wspięliśmy się
do weneckiej twierdzy. Pospacerowaliśmy po parku. I znów wylądowaliśmy na plaży.
Dzień 13.
Trzeciego dnia w Hvarze wypożyczyliśmy kajak i raźno wiosłując popłynęliśmy na
pobliskie wysepki. Jedna zalesiona, druga naga, kamienista.
Popołudniu zebraliśmy się w powrotną drogę do promu, po drodze zaglądajac do
średniowiecznej wioski - skansenu. Wszystkie chaty w niej nie tylko ściany miały
z kamienia, ale też dachy były z kamiennych płytek.
Dzień 14.
Pierwszy dzień w Dubrowniku spędziliśmy kręcąc się po starówce i po murach
miejskich. Zajrzeliśmy do kilku muzeów, starego portu, Nie mogliśmy wyjść z
podziwu, jak pieknym miastem jest Stary Dubrownik.
Dzień 15.
Drugiego dnia wspięliśmy się na szczyt górującego nad Dubrownikiem wzgórza Srd.
Wciąż tkwiła tam zburzona w czasie zamieszek wojennych stacja kolejki linowej,
którą niegdyś można było wjechać na górę z centrum miasta.
Zajrzeliśmy także do leżącego poza Starówką Fortu Lovrjenac.
Dzień 16.
Tym razem zajrzeliśmy do Splitu. Z daleka miasto nie wygląda zbyt zachęcająco,
ale starówka naprawdę warta jest zobaczenia. Prawdziwą perłą jest tam Pałac
Dioklecjana i to zarówno część nadziemna, jak i ta wciąż pozostająca pod
pozierzchnią ziemi.
Tego samego dnia zajrzeliśmy także do pobliskiego Solinu. Tym, co nas tam
ściągnęło były ruiny rzymskiego miasta - Soli.
Odjechaliśmy od wybrzeża kierując się w głąb kraju, powoli wracając do domu. Noc
spędziliśmy już w Plitvicach.
Dzień 17.
W nocy padało, ale dzień wstał już pogodny, choć jeszcze delikatnie zachmurzony.
Cały przeznaczyliśmy na zwiedzanie Parku Narodowego Plitvickie Jezera. Podczas
naszej wędrówki od jeziora do jeziora, rejsu statkiem przez największe z nich,
towarzyszyło nam wyglądające zza obłoków słońce. Zbliżał się koniec września i
drzewa zaczynały czerwienić się i złocić, na ciemną powierzchnię wody opadały
już liście. Nie wiem, czy w pełni lata, monotonnego w swej zieleni tak bardzo by
nam się tam podobało. Aż żal było nam opuszczać Jeziora.
Dzień 18.
To już ostani dzień naszych wakacji. Mając nadzieję, że jednak zwiedzimy Zagrzeb
ponownie zatrzymaliśmy się w tym mieście. Niedługo po opuszczeniu samochodu
znów się rozpadało. Jednak Zagrzeb nas nie chciał. Poddaliśmy się więc i
skierowaliśmy auto w kierunku Polski, do domu.
|